Geoblog.pl    Kuba1234    Podróże    2008 Indie w 10 dni    Historie lotniskowe
Zwiń mapę
2008
19
mar

Historie lotniskowe

 
Rosja
Rosja, Moskwa
POPRZEDNIPOWRÓT DO LISTYNASTĘPNY
Przejechano 1448 km
 
Jako, że z powrotem chcę opisać inną historię- tu opowiem o atrakcjach jakie w ogóle przygotowały nam te rosyjskie linie.

Po przylocie - w całkiem niezłych warunkach - do Moskwy, sprawy przebiegły błyskawicznie. Właściwie nikt, kto przesiadał się dalej na samolot do Delhi nie bardzo wiedział o co chodzi. Nas i około 10 innych osób, które miały ten sam transfer, zaraz po przylocie wpakowano (dosłownie na biegu) do jakiegoś starego busa, który woził nas po lotnisku Szeremietiewa przez dobry kwadrans z piskiem opon. Wywalono nas w pseudo poczekalni, gdzie przeprowadzono pseudo odprawę paszportową (nie wiem po co skoro nie wychodziliśmy ze strefy). To był jeden wielki chaos i pęd. Chodziło chyba o to, że niewiele było czasu do odlotu kolejnego samolotu, bo ten z Warszawy naturalnie się spóźnił.
W końcu zawieźli nas do samolotu i o trwogo - w życiu nie widziałem czegoś takiego. To był chyba jeden z ostatnich latających „dworców” (tak go nazwałem), czyli Ilyusin Il-96. Był pewnie mniejszy od niejednego jakim wcześniej lecieliśmy, ale w środku nie było żadnych luków bagażowych, więc "sufit" był bardzo wysoko - chyba ze 4 metry (fot). Wierzyć mi się nie chciało, że to bydle wystartuje… wystartowało.
Mimo obaw, lot był ekstra. Co prawda rozrywek nie było żadnych - nawet pół telewizora i tylko parę ruskich gazet. Stewardessy to takie ruskie baby z bazarów (delikatnie mówiąc lata świetności utraciły jeszcze w ZSSR, a rozmowa z nimi przemiła była jak w "Misiu"- „skąd mam wiedzieć- cukierki rozdaje!”), ale za to na 256 osób, które może zabrać ze sobą na pokład ta maszyna, leciało może 100. Było więc mnóstwo miejsca i można się było wyłożyć na potrójnym fotelu by przespać ten 6-7 godzinny lot. To nie koniec atrakcji, ale reszty dowiedzieliśmy się po przylocie…

Za to na drogę powrotną atrakcje zapowiadały się już wcześniej. Otóż w Indiach dostałem maila (lub ktoś dzwonił - już nie pamiętam), że mają problem z naszym lotem powrotnym. Zadzwoniłem w tej sprawie do biura AF, ale pan nie do końca chciał powiedzieć o co chodzi (z resztą jego angielski był gorszy niż mój rosyjski, więc przeszliśmy na jego język i ja nie wszystko rozumiałem), ale generalnie, że nie zdążymy na powrotny lot z Moskwy do Warszawy. Okazało się, że w planie lotów nie wzięli pod uwagę faktu, że w trakcie naszego lotu zmienia się w Europie czas na letni, a w Indiach nie. Więc w momencie, w którym lądowaliśmy (tym samym „latającym dworcem” ale niestety znacznie bardziej wypełnionym) w Moskwie, odlatywał nasz samolot do Warszawy - no bez nas niestety.
W gruncie rzeczy nie byłby to taki problem, następny lot miał być za jakieś 8 czy 9 godzin, ale w Warszawie czekał na nas samochód na parkingu, którym mieliśmy jechać jeszcze do Gdańska. Plan był prosty - wylot około pierwszej w nocy z Delhi, zmiana czasu i przylot do Warszawy około 14 - kurat by spokojnie wrócić w te zimowe (w Polsce) warunki do domu. A tak kolejna noc w aucie przy zmęczeniu, zmianie czasu i kacu (jak się później okazało).
Kac był efektem wtórnym naszych cierpień na tym (umówmy się) spartańskim lotnisku. Były tam jeszcze jakieś zadymy z boarding kartami, w trakcie których poznaliśmy młode małżeństwo z Wrocławia, które pokonywało tą są trasę. Jakoś tak się zgadaliśmy, że spotykamy się do dziś, a czas do Warszawy spędziliśmy wspólnie (fot).
Ruscy bojąc się zapewne odszkodowań (bo trochę kłótni było, a wina ewidentnie po ich stronie) które musieliby płacić dali nam vouchery na jedzenie- chyba ze 20 euro na łeb do wykorzystania w „resaturacjach”. W czwórkę stwierdziliśmy, że trzeba jednak jakoś wypełnić ten czas, bo „oba sklepy” jakie są na tym lotnisku już zeszliśmy. Zatem w jednym z nich kupiliśmy nieco specjału „duty-free” i poszliśmy do w miarę najfajniejszej knajpy. Pani w sklepie już założenia pytała czy pijemy na miejscu, czy ma pakować w te foliowe woreczki… nie musiała pakować.
W tej knajpie zamówiliśmy po jednym obiedzie na parę (po drugim zjedliśmy po paru godzinach) i cole do łychy, którą wlewaliśmy pod stołem nie kryjąc się zbytnio (to przecież tam na porządku dziennym ;-)).
Oj bardzo wesoło minął czas. Było aż tak miło, że prawie się spóźniliśmy na ten kolejny samolot... Pani wreszcie wywoływała nas przez megafon...wchodząc zauważyłem na ekranie, że cały samolot już się odprawił… Fajnie było w tej Moskwie.
 
POPRZEDNI
POWRÓT DO LISTY
NASTĘPNY
 
Zdjęcia (1)
  • zdjęcie
Komentarze (0)
DODAJ KOMENTARZ
 
Kuba1234
Basia i Kuba Sz.
zwiedził 25.5% świata (51 państw)
Zasoby: 372 wpisy372 60 komentarzy60 1000 zdjęć1000 0 plików multimedialnych0
 
Moje podróżewięcej
28.06.2015 - 12.07.2015
 
 
15.08.2014 - 24.08.2014