Ranek pierwszego dnia spędziliśmy na kupowaniu najpotrzebniejszych rzeczy, których z racji braku bagaży nie mieliśmy przy sobie: kosmetyki do mycia, ciuchy na ten upał - bo mieliśmy na sobie te zimowe z Polski itd.
Potem ruszyliśmy na miasto trasą którą znałem z parodniowego pobytu przed paroma miesiącami. Przy tej okazji parę słów i zdjęć z tamtego pobytu.
Dzięki uprzejmości mojej kuzynki i jej hinduskiego męża, którzy akurat też przebywali w Delhi, spędziłem ten czas mieszkając u ich rodziny. Dzięki temu liznąłem trochę prawdziwego życia kraju Gangesu i sposobów spędzania czasu. Rodzina ta, jak na indyjskie warunki zamożna i mieszkająca w ładnej, południowej enklawie(fot); spędzająca cały czas razem, traktowała mnie jak jej członka (fot).
W trakcie tego pobytu załapałem się również na święto - wieczorne występy, pod koniec których pali się wielką (ok. 30 metrową) kukłę złego Boga pokonanego - zgodnie z tradycyjnym przekazem - przez dobrego (przepraszam za uproszczenie) (fot).
Jednym z pierwszych miejsc, do których wróciłem już wspólnie z Basią był targ Janpath wraz z ulicą o takiej samej nazwie, w ścisłym centrum. Można tam kupić wszystko, a ceny nawet dla słabo targujących się są bardzo niskie. Dodatkowo widoki przecudne (fot)
Po tym mieście najlepiej podróżować rikszami. Kierowcy posiadają taksometry, ale rzadko ich używają i trzeba cenę ustalać z góry. W rikszy rochę niewygodnie, zwłaszcza jak się jedzie ponad godzinę (co się zdarzało), ale za 20 złotych można było dojechać wszędzie. Krótkie trasy kosztowały od 2-5 zł. Opcją tańszą na bardzo krótkie trasy jest riksza rowerowa- ta już jest mega niewygodna ;-).