W Mariborze zaczęliśmy łapać lekkiego stresa. W sumie w innych okolicznościach nie było aż takiego ciśnienia na nocleg, ale w zestawie w jakim jechaliśmy byłby kłopot żeby spać w aucie. Zaczęło robić się późno, a my celowo zjechaliśmy z autostrady. Po pierwsze gnojki chcą kupę kasy za winiety, dodatkowo ważne są tylko 7 dni (z reguły w innych krajach 10). Do przejechania przez ten kraj mieliśmy jakieś 60km, a kupowanie dwóch winiet pociągnęłoby nas o około 30E.
W Słowenii wspólnie byliśmy dwa lata wcześniej. Wiedzieliśmy, że tanio tam nie jest. Mimo, iż poprzednim razem byliśmy w najdroższych miejscach tego kraju, tym razem również nocleg wychodził jakiś kosmos (chyba 60E za najtańszy pokój). W związku z typ postanowiliśmy twardo jechać do Chorwacji - tam musi być taniej- nie ma w końcu euro...
W Mariborze, żeby nie tracić cennego czasu trochę pobłądziliśmy ;) (przy okazji obejrzeliśmy starówkę). Żeby nie tracić go jeszcze więcej stanęliśmy na obiad ;) Ale za to do Mc'D bo na prawdę zaczynało robić się ciemno. Na dodatek było zimno i padał deszcz.