Noc w „baraku” faktycznie ciepła...trzeba skołować chociaż fan (wentylator- przy. Kuba) jakiś...Pobudka wcześnie, bo przed 8 już byliśmy w Alhambrze (wstęp 13E). Parking – ok. 3E za....pierwszą minutę(!) Za kolejne nieco mniej, ale w sumie by wyszło pewnie ok.25E, więc auto zostało nieco dalej ;) Ekspresowe wejście, choć już kolejka rosła w oczach. Podobno mają limit i wpuszczają dziennie „tylko” 6,5 tys. osób...każdy bilet na konkretną godzinę do głównego pałacu Carlosa V, więc tłumów nie było po drodze. A samo miejsce – no cóż, nie można go pominąć będąc w południowej Hiszpanii...Ekscytujące! Zanim upał rozhulał się na dobre, ewakuowaliśmy już się stamtąd, chociaż po ogrodach i tak chodzi się głównie po przyjemnie zacienionych alejach. Uciekając przed upałem wróciliśmy na basen...tym razem jacyś ludzie nawet byli ;) Chcieliśmy w barze zamówić coś do jedzenia, najchętniej paelie, ale...nie ma opcji. Może „maniana”...generalnie na oko 13letni barman nie miał nic do zaproponowania poza pizzą. Mrożoną. I hiszpańskim techno nawalającym do nocy (a wczoraj gość mniej więcej w naszym wieku puszczał taką fajną lokalną muzę- przy. Kuba). Ale i tak klimat ok - „jeśli wina jest w bród, łatwiej czekać na cud”...- if you know what I mean...;) Kolejna noc już z wentylatorkiem, więc lepiej.