To była nasza (z Basią) druga wizyta w HK. Tym bardziej cieszyliśmy się, że tam wracamy. Zwiedziliśmy już parę miejsc ale HK to chyba moje ulubione miasto. Niby wielkie, ale człowiek od początku czuje się jak w domu. Niby kosmopolityczne a tak przyjazne. Trudno opisać to uczucie spokoju, które spływa na człowieka mimo tłoku i chaosu.
Dojazd z największego na świecie oszklonego budynku jakim jest lotnisko HK zajmuję coś około 1-1,5h. Regularnie kursują tam autobusy i zdaje się metro. Najtaniej wyszło autobusem, więc jedziemy do hotelu, który jako jedyny rezerwowaliśmy jeszcze w Polsce. (DRAGON HOSTEL Room 707, 7/F Sincere House,, 83 Argyle Street,, Mong Kok, Kowloon, Hong Kong). Z mojego wyciągu wynika że zapłaciliśmy 195HKD czyli ok. 70zł za 6 osób (1x4os, 1x3os łóżka piętrowe) za noc. Jest on w Kowlonn (stały ląd) obok głównej ulicy w jednym z najbardziej zatłoczonych punktów miasta. Za to "z buta" można dojść do bulwaru (ok 3km) Nawet z mapą, będąc tuż za rogiem nie bardzo mogliśmy trafić [fot], ale udało się. Mimo ciasnoty polecam.
Wyglądało to trochę jak wielki, stary wieżowiec z setką innych hoteli na każdym piętrze. W pokojach miejsca jak w kuszetce, dwa piętrowe łóżka, mini łazienka (ale z prysznicem i ciepłą wodą. Przy pokojach korytarzyk 5m x 1m z „lobby” na końcu 3m x 3m z sofą, czajnikiem, mini kuchnią i lodówką razem. Widok z okna nawet fajny, za to wychodząc z lobby prosto na balkon / drogę do windy była małą traumą [fot]. Ale generalnie wszyscy byli zadowoleni z czystego miejsca a po podróży szczęśliwi że dotarliśmy.
Choć późno i zmęczeni ruszyliśmy na mały, wieczorny rekonesans po okolicy.
Pierwsza knajpa w jakiej jedliśmy (ucząc niektórych używania pałeczek) – japońska - przywitała nas rewelacyjnym posiłkiem [fot]. W niewielu miejscach później jedliśmy tak świetne żarcie. A jedliśmy dużo i dużo o jedzeniu pewnie jeszcze będzie. Po raz kolejny się przekonuję, że japońskie żarełko strasznie mi pasi ;-) (na Tajwanie też japońska restauracja była the best)