Po 2.5h, 6.5h i 6.5h lotu dotarlismy okolo godziny 19:00 do stolicy. Po drodze lecielismy nad Dubajem - super widok na wyspy i nowy 820m budynek [fot]. Niezle wypruci, a tu w perspektywie noc w pociagu...
Co gorsza, okazalo sie po włączeniu telefonów (SMS), że Gosia z Dybkiem, (którzy przylecieli parę godzin wcześniej Aeroflotem) nie znaleźli kuszetki. Byly tylko siedzące. Na dodatek nie wiedzielismy czy mają miejscowki, a decyzję trzeba było podejmować. Z jednej strony bardzo chcieliśmy być na miejscu (tym bardziej, że pierwszy nocleg opłaciliśmy przez internet na Koh Lancie i nie był tani- po ok.75zl/os). Z drugiej, nie uśmiechało nam sie stać w pociagu przez kolejną noc.
Zdecydowaliśmy się pojechać, niezależnie w jakich warunkach.
Decyzja nie byla łatwa, a i komunikacja utrudniona (SMS). Wysłalismy SMS, by kupowali co jest, ale jedziemy i jakoś musimy dać radę.
Z lotniska (piętro niżej niż przylecieliśmy, wzięliśmy taksówke- 5 osobowy bus, zabral nasza 5tke z bagażami... (Marta musiała jechać na kolanach... Mariusza oczywiście...). Jechaliśmy jakieś 45-60min za 700B [przybliżona wartość Bata 10B=1zl (dokladniej nie całe, ok 0.91)]. Ekspresowy autobus kosztowal 150 i jechał dłużej, więc w niczym nam by sie to nie oplacało (miejski autobus jechalby ok. 4 godzin), a zalezalo nam na czasie.
Spotkaliśmy Dybasow na dworcu kolejowm. Dokonaliśmy wymiany wrażen, degustacji tajskiego piwa Chang i po 2h (h=godzina:-)) byliśmy w pociagu. Wyjazd 22:50, przyjazd do kolejnego punktu przelotowego Surat Thani ok 8:00.
Pociąg wygladał powiedziałbym przeciętnie. Rozwalone oparcia foteli, w kibelkach... wiadomo... Ale byla klimatyzacja (AC) i miejscówki, a to najważniejsze.
Noc jakoś minęła, nawet na 1-2 h udało mi sie przymknąć oko, bo snem tego nie nazwę...