[@Basi]
Kuba pozyczyl skuter i przenieslismy sie wszyscy z noclegiem nieco dalej na poludnie wyspy...nie moglam uwiezyc - jeszcze mniej ludzi, domek juz na samej plazy, nie ma schodow ;))) Jedno z marzen mojego zycia wlasnie sie spelnilo...Tuz obok nas - na stale - mielismy wyspowych artystow, zyli w jednym domku, w komunie, caly dzien siedzieli na plazy, pili, palili trawe i robili naszyjniki z muszli, po ktore sami nurkuja...drudzy sasiedzi z chatki obok - rosyjski gangster z...zona?. Cale dnie siedzielismy wszyscy naraz, czasem dla urozmaicenia tajski masaz, morze, picie kokosow...jak to Kuba stwierdzil - "jak ja lubie to proste chlopskie zycie" ;))) Do towarzystwa dodatkowo male psiaki, pilnuja nas - zlaszcza przy jedzeniu...wieczorem przy piwku ochrzcilismy je indianskimi imionami - Ten-Ktorego-Wszyscy-Gryza, Ten-Ktory-Je-Lezaki i...Lajza - plazowa oferma ;))) Generalnie hippisowskie klimaty i swiety spokoj...Skuter mielismy na dwa dni (500B)- jedyna aktywnosc tu poza plywaniem i jedzeniem pad-tajow...ja nawet butow nie zalozylam przez dwa dni...bo po co?? Prawdopodobienstwo, ze ktos sie rozwali na tym off-roadzie wielka - padlo na Jarka. Jemu cale szczescie nic sie nie stalo, motor - gorzej ;)))) Ale przejazdzka po wyspie - piaskowa droga, kamloty i wieeeelkie dziury - klimat super! Ciagle do glowy przychodzil mi Che Guevara i "Kroniki motocyklowe"...Normalnie tak musialy wygladac te drogi w argentynskiej dzungli...