No i cóż… jak tu nie pisać…
Gdy rozbiliśmy się na kolejnym campingu, zaczęło robić się ciemno. Po wszystkim Roman stwierdził, że idzie popływać (na dmuchanym pontonie). Były oczywiście do niego uwagi typu daj spokój, ciemno się robi… Ale twierdził, że są wakacje i trzeba się luzować. Fakt, że morze w tym miejscu wyglądało jak niewielkie jezioro. Po drugiej stronie długa wyspa Pag, która skutecznie blokowała widok otwartego morza.
Gaelle poszła spać (była lekko chora), a my siedzieliśmy na brzegu patrząc na Romana. Po jakimś czasie zgubiliśmy go jednak z oczu, a krzyki na nic się zdały.
Poszedłem go szukać wzdłuż brzegu, ale nie wiele było widać. Po jakiejś godzinie od wypłynięcia zawiadomiliśmy policję (przez właścicieli Campingu- przemiłych staruszków). Policja oczywiście przyjęła zgłoszenie i obiecała przyjechać (z Karlobagu) jutro, o ile się nie odnajdzie (my też byliśmy przekonani, że tak będzie- ja to ma się nie odnaleźć!).