Tego popołudnia, po Barcelonie, postanowiliśmy pojechać do pobliskiej miejscowości na plaże. Postanowiliśmy również jutro wracać, ponieważ kończyły nasz się pieniądze.
Wieczorem pojechaliśmy szukać na peryferiach tańszej restauracji i uczcić finisz naszej wyprawy romantyczną kolacją. Trafiliśmy do uroczej knajpki w niewielkim porcie. Jednak Dokładnie liczyliśmy wartość tego, co zamawiamy, bo została nam reszta peset i trzeba było na to uważać.
Po kolacji, okazało się, że rachunek jest sporo wyższy od tego co mamy i co liczyliśmy… Albo facio dał inne ceny albo doliczył jakiś serwis, o którym nie wiedzieliśmy. Stres straszny, ale położyliśmy co mamy (odliczyłem jeszcze parę peset na bułkę na rano :-)) i wyszliśmy. Jak tylko dostaliśmy się za róg knajpy, pobiegliśmy w długą. Uciekaliśmy pod jakimś mostem, cały czas myśląc, że ktoś nas goni. Udało nam się uciec, ale stracha się najedliśmy sporo. Śmiechu też była kupa.
Wracając był jeszcze jakiś pokaz sztucznych ogni, niejako na zakończenie wycieczki.