Na wieczór mieliśmy bilety kolejowe do Jodhpuru. Warto kupować je przez Internet. Są trochę droższe, ale unika się stania w kolejkach i nieporozumień językowych.
Był jeden problem. Do 12.00 musieliśmy zwolnić pokój, a na ulicach szalało święto Holi. Jest to hinduistyczne święto radości i wiosny obchodzone przeważnie w dniu pełni księżyca w miesiącu phalguna (luty–marzec). Nazywane jest również Festiwalem Kolorów i kojarzone z kolorowymi proszkami do obsypywania przyjaciół. Geneza święta wywodzi się z różnych mitów indyjskich, zależnie od wyznawanej tradycji hinduizmu (śiwaizm, wisznuizm) i rejonu Indii.
Ludzie na ulicach obchodzą je trochę tak jak my śmigus-dyngus. Obsypują proszkami każdego napotkanego człowieka, psa, krowę i wszystko co się da. Z proszkami lecą niekiedy inne substancje jak jajka, barwiona woda itd. Ulice pustoszeją niewyobrażalnie (fot) w porównaniu do zwykłych dni, ale my twardo poszliśmy "w miasto" nie chcąc marnować okazji obejrzenia tego z bliska. Efekty widoczne. Dość długo byliśmy czyści, ale i nam się oberwało ;)). (fot)
Na szczęście w hotelu wyprosiliśmy na chwilę pokój, by wziąć prysznic - ciężko schodziły te proszki, no a kolejna noc w końcu czekała nas w pociągu....