Jaipur - dla odmiany „Czerwone Miasto”, jest nieco spokojniejszy od Jodhpuru. Nie znaczy to bynajmniej „spokojny”. Ludzi mnóstwo, a wręcz parę dni po naszym wyjeździe wybuchła na ulicy jakaś bomba.
Ale my zwiedzaliśmy sobie spokojnie te wspaniałe tereny wśród małp, słoni oraz wszechobecnych krów, z których jedna mało co nie staranowała Basi uciekając spłoszona między stoiskami...całe szczęście jakiś dzielny Hindus uratował mi żonę ;)).