Więc kolejne najdroższe rejony Słowenii. Z tym założeniem wybraliśmy mniejszą miejscowość niż główny kurort górski- Bled (oddaloną ok. 20-30km Bohinjską Bistricę). Aby dojechać w te rejony, trzeba cofnąć się do Lubljany i Jechać na Kranj- nadkładając nieco drogi, ale prawie do końca dojeżdża autostrada- co ważne w górach.
Po dotarciu na miejsce i krótkie dyskusje w informacji turystycznej, wybraliśmy- jak się potem okazało- piękne miejsce (fot)(N46.4864882° E13.7827651°). Cena nieco niższa jak nad morzem- 16,5euro/osbę ale za to mieliśmy piękny dom, z ogromnym piętrem do naszej dyspozycji. Dwa duże pokoje, ogromna kuchnia połączona z salonem i łazienka. Była tańsza opcja w kwaterach bez kuchni, ale niewiele, więc zdecydowaliśmy się na ten. Na dodatek z tarasu widać było piękne Alpy (co prawda rzadko, bo często padało), a przede wszystkim Triglav (ok.2900npm)- najwyższy szczyt Słowenii.
Właścicielką domu była przemiła staruszka, która strasznie żałowała, że dotarliśmy tu przez biuro, bo bezpośrednio byłoby dużo taniej i bez taxów.
W większości miejsc turystycznych w Słoweni należy pamiętać, że najdrożej wychodzi nocować jedną dobę. Doliczają jakieś cuda wianki, choć tak czy inaczej trzeba się upewnić czy uzgodniona cena zawiera już podatki (klimatyczne i zwykłe), bo często doliczają jeszcze parę euro.
Dojechaliśmy około 15, zdążyliśmy więc jeszcze zwiedzić okolicę. Zbliżyliśmy się do wodospadu, który daje początek rzeki Sava oraz zażyliśmy kąpieli w krystalicznie czystym (choć jak to bywa w górach: zimnym) i niewyobrażalnie pięknym jeziorze nieopodal naszej miejscowości u stóp Triglavu (fot). Nigdy się nie kąpałem w tego typu jeziorze, a zawsze miałem ochotę wskoczyć np. do Morskiego Oka.
Wieczorem udało mi się z tarasu włamać komuś w pobliżu na niezabezpieczone wifi, więc wszyscy korzystaliśmy z darmowych dobrodziejstw Internetu.
SPD:
Przejechano 214km w ok. 4 godziny (śr. 53km/h)