Do Villach pojechaliśmy, bo znowu zaczęło padać. Tam mieliśmy zwiedzić jeszcze jedną skocznię. Wpakowaliśmy się na skróty, bo było bliziutko, ale serpentyny górskie szybko wyszyły nam bokiem. W Villach (nieciekawym miasteczku) był jeden wielki korek. Zrobiło się późno, młoda ryczała, zdecydowaliśmy się wbić na autostradę (bez winiety) i tunelem jechać do Bledu. Część Austriacka miała tylko paręnaście kilometrów, dlatego jechaliśmy „na gapę”. Po drodze z 10 euro opłaty za tunel.