Nocleg w górach być musiał. Założenie od razu było takie, że nie będziemy zbyt długo jeździć, wiadomo jest nas wiele osób w autku i jeszcze Młoda może marudzić, więc pierwszy nocleg miał wypaść tuż przed lub za granicą. Jakże ucieszyłem się widząc znajomą nazwę Węgierska Górka (którą jakoś wszyscy ochrzcili Węgierską Dziurką). Nigdy tu nie byłem, ale zarówno jak Zwardoń (wioska graniczna ze Słowacją) WG była kiedyś bazą wypadową na obozy sportowe naszego Makroregionu.
Nocleg jakoś znaleźliśmy, choć pamiętam, że był już mały nerw - było co raz później, a jakoś pusto w okolicy. Pokoje wynajął nam nawalony jegomość, który szczerze mówiąc kręcił niezłą lewiznę. Poza tym strasznie upierdliwy i gadatliwy, choć przyznać trzeba że generalnie miły. Pokoje do najlepszych nie należały, ale co trzeba na jedną noc było. Cena chyba z 60 do 40 za pokój zjechaliśmy (czy jakoś tak - może z 80 do 60). Nazwy celowo nie podaję, bo nie polecam.
Jak tylko wyluzowaliśmy - wypakowani w załatwionym noclegu, poszliśmy do uroczej knajpki na kolację (fot), długich posiedzeń nie było bo rano wyjazd - w planach mieliśmy dojechać do Chorwacji