W zasadzie trzeba by oznaczyć całą wyspę, bo byliśmy niemal wszędzie. Każda wiejska dróżka, każde miasteczko miało swój niepowtarzalny charakter. Jadąc po wioskach pozwalaliśmy sobie na mały szaberek - tu melon, tam arbuz, gdzie indziej opuncja (których jest wszędzie naprawdę dużo- to taki lokalny przysmak), no i oczywiście pomidory. W sklepach nie kosztują wiele, ale takie prosto z pola, rozgrzane słońcem smakują najlepiej ;)
Obiady jedliśmy w restauracjach. Należy uważać na ogromne porcje jakie dają niemal wszędzie. W drugiej połowie wyjazdu nauczyliśmy się jeść lunch (zamawialiśmy jedno danie na parę), a wieczorem w innym miejscu kolację tym samym sposobem. W restauracjach z reguły podawane są dwie ceny - danie jako starter (w zupełności nam starczało na jedną osobę jako obiad) i jako posiłek główny. Różnica w cenie ok. 15%. Jedzenie jest przepyszne - sporo kuchni włoskiej - makarony w różnej postaci czy pizze. Ceny od 6 do 10E (choć oczywiście można i za 20) za naprawdę duże porcje. Nie ma dużych różnic w cenach między restauracjami. Obżarłem się nieźle moich ulubionych owoców morza - wszędzie świeżutkie (w różnych postaciach- jako pasta, pizza czy danie główne).
W Ramla Bay znajduje się całkiem przyjemna plaża piaszczysta - cynamonowa ;). W innym zakątku, na Xlendi Bay, znaleźliśmy miejsce gdzie zaczynają kręcić film z A. Jolie i B. Pitt'em, którzy z resztą mają gdzieś tu kupiony dom. Bosmani zafundowali niezłą zabawę - z łódki na środku zatoczki wyrzucali do wody kilkadziesiąt butelek wina, po które nurkowały bandy chętnych ;)