Z rańca ruszyliśmy w drogę do Granady i Alhambry, którą ja odwiedzałem ponad 20 lat temu jako dzieciak z rodzicami. Pomyśleć, że byliśmy tam samochodem, ale nie z wypożyczalni a naszym- z Polski. Wtedy trzeba jeszcze było mieć wizy. Zdaje się, że nie tylko do Hiszpanii ale i Francji a może i RFN (ale chyba nie). Po drodze stanęliśmy na kawę we wiosce La Hoya. Basia przekonała się jak widzę do espresso. Zamówiliśmy więc 2 solo (czyli jak myślę) czarne. Moje ulubione tego typu używki kosztują tu od 1-1,5E za sztukę.
Przed wyjazdem zgrałem używaną przeze mnie mapę, z której nie trzeba korzystać „on line” MapFactor Navigator. Nie jest może doskonała i robi wiele psikusów, ale za to wpisałem w nią wszystkie miejsca (noclegi) na naszej trasie z opcję nie korzystania z płatnych autostrad. A te zawsze przecież można wskoczyć jak ma się dosyć, a jadąc wiochami- widzi się więcej. Poza tym, te kilkadziesiąt Euro można przecież wydać.. na jedzenie na przykład ;). Mile jednak nas zaskoczył fakt, że większość autostrad w Hiszpanii jest bezpłatna (taką mam nadzieję w każdym razie, że nie dostaniemy mandatów za brak winiety albo jakiegoś innego cuda. Póki co trafiamy... tylko w te bezpłatne no i nimi sobie śmigamy, zjeżdżając od czasu do czasu na espresso, obiadek, czy cokolwiek nam się zapragnie innego.