[Kuba} Na śniadanie właściciele zawołali chyba specjalnie Panią z sąsiedniej wsi, która mówiła kilka słów po angielsku ;) Maria Federica opowiedziała nam (wszyscy tam strasznie rozgadani - nie ważne zresztą czy się ich rozumie, czy nie) trochę o okolicy, jedzeniu które właśnie pałaszujemy (....wczoraj melon na obiad i kolację;) ), chlebie - który jak wyraźnie zaznaczała był robiony dziś w nocy w miejscowych piecach opalanych drewnem ( jeden zwykły, drugi ze słonecznikiem i rodzynkami). Widocznie chleb robi się tu raz w tygodniu, bo ten wczorajszy musiał mieć z tydzień.
Potem pokazała nam jeszcze resztę pokoi - połączone ze sobą tworzyły "przejściówki", mini muzeum z narzędziami, ubraniami itp. Uroczy poranek na zakończenie uroczej wizyty w Xisto Sentido.
Kolejny punkt, który trochę przypadkiem wyszukałem na trasie to górskie miasteczko Monsanto. Wpasowane w ogromne głazy domki, wąziutkie uliczki... na mnie zrobiły ogromne wrażenie - a to coraz trudniejsze zadanie ;) Zdecydowanie oba ostatnie miejsca zrekompensowały rezygnację z Porto, które wykluczyłem z trasy (za bardzo na północ i na dodatek podobno nie za ciekawe). Troszeczkę żałuję odpuszczenia innych miejsc po drodze - Coimbry na przykład, ale w ciemno stawiam na wspomniane wioski w zamian.