Z Chengdu planowaliśmy tygodniowy wyjazd do Lhasy (Tybet). Bardzo byliśmy „nagrzani” na ten etap wycieczki, ale po wielu próbach i godzinach zakupu biletu kolejowego (najbliższe- i to te najdroższe dopiero na 16 marca – za prawie 3 tygodnie!), a nawet lotniczego (też bez skutku), musieliśmy zmienić plany. Decyzja- jedziemy do Xi’an. Ale i tu zakup biletów nie był prosty – najbliższy termin: 5 marca. Na szczęście Chengdu to świetna baza wypadowa. W okolicy wiele ciekawych miejsc do podziwiania…
Pierwszym z nich była największa na świecie „rozmnażalnia pand” (na peryferiach miasta). Przeczytałem ostatnio, że ten rejon słynie z „balsamicznego” powietrza i mimo tego że jest dość wysunięty na północ, oraz położony u stóp Himalajów, to klimat jest łagodny, co sprzyja bambusom, które są wiecznie zielone. Prawdopodobnie dlatego ta właśnie prowincja jest najlepszym naturalnym miejscem życia pand.
Rano, jakoś ciężko było podnieść się łóżek. Budziki nastawione na 6, ale nikt się nie wstał. Po śniadaniu w hostelu, autobus (nr 302, za 0,9Y) zawiózł nas w stronę „rozmanżalni”.
Autobus w ¾ drewniany był niesamowicie klimatyczny. Nie dojeżdża on jednak do samego końca. Automatycznie, po wyjściu z autobusu dopadła nas cała masa kierowców tuk-tuków. Wybraliśmy sobie tradycyjnie tego, który najmniej był natarczywy...po długich targach za 10Y zawiózł nas na miejsce.
Teren ośrodka jest ogromny. Pierwszymi pandami jakie oglądaliśmy były p. czerwone - przesłodkie maleństwa. Pandy wielkie natomiast robią w życiu 3 rzeczy (no 4) jedzą (bambusa), śpią i załatwiają się. Niekiedy z bólem zajmują się przedłużaniem gatunku. Ale jako że są bardzo leniwe to musiał powstać ten ośrodek… Mimo wszystko można się na nie patrzeć godzinami.
Z powrotem za 30Y zawiózł całą naszą 6tkę bus. Popołudniu w podgrupach wyszliśmy na miasto. My z Basią musieliśmy wymienić kasę. Można to uczynić w Bank of China (konieczny paszport, najlepiej ksero, bo często wymagają, a mogą nie mieć kopiarki). W innych bankach jest bardzo trudno, a kantorów nie ma. Za pierwszym razem przeżyliśmy szok- wymiana dla wszystkich ponad 1500$ (razem). A z tego co pamiętam najwyższym nominałem jest 100Y (ok. 40zł). Od okienka odeszliśmy z wypchanymi kieszeniami… ponad 100 banknotów…
Niekiedy trzeba długo czekać na wymianę (ponad godzinę), bo kolejki długie. Przy banku często stoją cinkciarze i proponują wymianę kasy (to nielegalne), ale woleliśmy nie ryzykować dla paru groszy…
Wieczorem już wspólnie zjedliśmy obiadokolację (pyszny kurczak w sosie słodko- kwaśnym) i przepakowywanie bagaży. Jutro wyjazd do Leshan. Część bagaży zostawiamy w Hostelu, za parę dni tu wrócimy.