Miasto [fot] przygnębia szarością i brudem. To najbardziej górnicze rejony kraju. Turystów tam niewielu, więc i hostelu nie znaleźliśmy. Zdecydowaliśmy się na niezbyt tani (aczkolwiek najtańszy jaki namierzyliśmy) hotel. W pierwszej kolejności, autobusem miejskim (w którym podróżni po legalu palili fajki) pojechaliśmy na dworzec (na końcu miasta), kupić bilety autobusowe do Pekinu. Chcieliśmy je kupić na 13 marca, a pani w okienku wypowiada znajome już słowa "mejo mejo" (nie ma). Zdziwiliśmy się, bo zgodnie z rozkładem, było parę autobusów dziennie. Okazało się, że z takim wyprzedzeniem nie sprzedają. Widząc jednak częstotliwość ich kursowania, stwierdziliśmy, że bezpiecznie można je kupić tuż przed wyjazdem.
Przy wyjściu dorwała nas banda taksówkarzy - jak zwykle wybraliśmy najmniej nachalnego, który na dodatek znał z 10 słów po angielsku (szok!). Zaproponował nam (po drodze do centrum na obiad-pyszny zresztą)[fot], że jutro - w jeden dzień! -obwiezie nas po dwóch miejscach które chcieliśmy zobaczyć, a na które przeznaczyliśmy 2 dni (chcąc jeździć autobusami, bo są odległe od miasta o ok.40km, a między sobą o ok.150km.). Taksiarz wydawał się miły, a suma (zdaje się 120Y za cały dzień), nie przewyższała aż tak cen biletów, które i tak byśmy zapłacili. Poprosiliśmy tylko o jeszcze jednego kierowcę i po 3 osoby na auto zdecydowaliśmy się wydać po te 30Y. Miasto nie zachęcało do dłuższego pobytu a jeden dzień zapasu z pewnością wykorzystamy dobrze.