Pobudka o godzinie 4:15, nieco „zrypani” idziemy jeść kanapkę na stację. No ale moment- jesteśmy w Transylwanii- spytamy gdzie jest miasto Drakuli. Pan na stacji całkiem nieźle mówił po angielsku i był bardzo pomocny. Widocznie ucieszył się, że ma z kim pogadać o tej porze. Pytamy go gdzie jechać. Okazało się, że miasteczko, w którym się urodził znajduje się jakieś 150 km stąd. Początkowo daliśmy sobie spokój i pojechaliśmy dalej, bo to dodatkowe 300km- trzeba było zawrócić. Ale po krótkiej wymianie zdań, dosłownie zawróciliśmy na drodze, robimy nawrotkę i wracamy do tego miasta. Po drodze piękne widoki [fot] i folklor [fot], choć droga masakryczna, z dziurami [fot] głębokimi na 20-30cm (trzeba było jeździć slalomem, żeby nie urwać zawieszenia) to bardzo atrakcyjna.