Geoblog.pl    Kuba1234    Podróże    2010 Azja południowo- wschodnia w 3 tygodnie, relacja    Kocham Włochy ;-)
Zwiń mapę
2010
07
mar

Kocham Włochy ;-)

 
Włochy
Włochy, Roma
POPRZEDNIPOWRÓT DO LISTYNASTĘPNY
Przejechano 24956 km
 
No… to kolejny lot również nas nie rozpieścił… Trzęsło jak cholera od samego początku. Najbardziej nad Turcją. Okazało się, że w tym czasie było tam b. mocne trzęsienie ziemi. Ciekawe, czy miało to jakiś wpływ... Tak czy siak, mimo, iż bardzo się starałem, pospałem może z 1,5 godziny. Zresztą, to taki sen, w którym wie się o wszystkim co się dzieje dookoła. Pograłem trochę w Zumi, obejrzałem film „This i it” i jakiś tam jeszcze…

We Włoszech mieliśmy 10 godzin czekania. O 6 rano było około 10 stopni Celcjusza, co przeraziło towarzyszy- poza Basią i mną, pozostała 3ka chciała się wybrać na miasto. My byliśmy już nie raz, a siły opuszczały Basię z każdą godziną podróży. Poza tym miałem nadzieję kimnąć trochę po podróży (w perspektywie 5-6godzin prowadzenia auta z Warszawy do Gdyni). Nie przewidywałem jakiś kłopotów na lotnisku.
Lecz mimo, iż wydawało mi się, że Włochów znam dość dobrze, to się myliłem. Znowu nie dostaliśmy boarding-card na lot do Wawy. Ale to był żaden problem. Chcąc iść, załatwić sobie takowe, musieliśmy tradycyjnie przejść przez jedną z wielu „macanek”. A tu niespodzianka- na pierwszej strefie macającej, celnik-macarz, stwierdził, że Marta i ja nie mamy wydrukowanego biletu (elektronicznego, który z samej nazwy nie występuje na papierze tylko w kompie). Przepuścił resztę, a nam kazał wyjść ze strefy tranzytowej na strefę włoską i w oddziale LOTu (bo to nasz kolejny przewoźnik), wydrukować bilet. Trochę na pana nakrzyczałem, że robi problem z niczego, że nigdy nie mieliśmy takich problemów i, że tylko stwarza problemy. Był jednak nieugięty. Nie chciałem przedłużać, bo wiedziałem, że ekipa chce tylko załatwić boardingi i śmigać na miasto, a czas leciał. Wyszliśmy więc z Martą ze „strefy niczyjej”, bez sprawdzania paszportów. Po stronie włoskiej, szukaliśmy stanowiska LOT. Na próżno- nie ma takiego stoiska. W informacji pan po paru minutach poszukiwania, poinformował, że sprawy LOT załatwia Lufthansa (jako Star Alliance). Przeszliśmy więc kolejne paręset metrów do stanowiska Lufty, po to, żeby się dowiedzieć, że „tu jest Lufthansa- a nie LOT- nic nie załatwicie”. My na to, że to nie szkodzi i, że LOT jest na ich liście przed okienkiem. Pani powtórzyła tylko co miała wcześniej do powiedzenia i oburzona kontynuowała pisanie na kompie. Nie daliśmy za wygraną i poszliśmy parę okienek obok, również do Luftu. Tam pani zrobiła bez problemu to, o co prosiliśmy- wydrukowała bilety (całe Włochy- jak nie w tym okienku, to w okienku obok…). Z tymi biletami znowu weszliśmy do strefy wolnocłowej. Tam, po spotkaniu reszty, znaleźliśmy stanowisko Luftu, by zdobyć boardingi (oczywiście nie dało się zrobić wcześniej –po stronie włoskiej- bo odprawę otwierali na 2h przed odlotem i tylko w strefie tranzytu dało się to- teoretycznie- zrobić wcześniej). Tam jednak nikogo nie było. Spytałem panią obok, czy może nam pomóc. Nie mogła (albo nie chciała) na pytanie kiedy będzie ktoś obok, powiedziała „nie wiem”. A gdzie można załatwić to co chcemy?- „nie wiem”. Postanowiliśmy poczekać, ale po 15min w Lufcie nikt się nie zjawił. Poszliśmy z chłopakami szukać innego stanowiska. Bezskutecznie. Słusznie podjęli decyzję, że idą na miasto, a karty załatwią przed lotem w check-in’ie (tylko musieli być na lotnisku nieco wcześniej).
My z Basią chcieliśmy mieć ten problem z głowy, ale nie dało nic się zrobić. W Lufcie po godzinie dalej nikogo. Przespałem się więc 2,5h na drewnianej ławce (a Basia z trudem, próbując nie spać pilnowała mnie i bagaży podręcznych ;))), mając w głowie trasę, którą muszę pokonać autem. Po tym czasie, wróciliśmy do stanowiska Luftu. Tam dalej nikogo. Poinformowali mnie, że mogę dostać wejściówki na ostatni samolot na bramce wylotowej. Tam, jakiś Włoch kłócił się o coś, bliżej niezidentyfikowanego. Gdy skończył, poprosiłem panią, by wystawiła mi karty pokładowe. Ona oburzona, odpowiedziała- nikt nie ma kart! O co chodzi! Itd. Ja na to, przepraszam, ale to nie moja wina, a ona- „a może moja…”.
Cóż, okazało się, że za wcześnie na wystawienie takiej karty (były wcześniej dwa inne samoloty z tej bramki). Chcieliśmy siedzieć razem w samolocie, więc zdecydowałem znowu wyjść ze strefy. Jarek pożyczył mi pasek, bo portki spadały. Nie pamiętam ile razy musiałem go zdejmować, przechodząc przez różne odprawy i bramki, ale pewnie około 7…;)
Po wejściu znowu do Włoch, spotkałem resztę ekipy, która już wróciła z miasta. Po dotarciu do check-in’u pani stwierdziła, że nie może dać nam wszystkim kart, bo nie ma z nami Basi - a musi ją zobaczyć. Tłumaczyłem, że są z tym problemy od rana i, że Basia ma już problemy z chodzeniem, dlatego została w strefie tranzytowej. Wyszła mała kłótnia i wkroczyła pani (stojąca obok- która chyba douczała obsługującą nas), mówiąca po polsku, która obiecała wystawić tą kartę, również dla Basi, tyle, że odbierzemy ją u niej przed lotem na bramce. Dodatkowo, kobitka (młoda Włoszka), która nas obsługiwała uczyła się chyba nie tylko fachu odprawy, ale i pisania na kompie. Szukała literek na klawiaturze w tempie 1literka/10sek...
faktycznie Basia dostała swojego boardinga tuż przed wejściem do samolotu, jeszcze tylko standardowe tłumaczenia i zapewnienia w stylu "tak, dam radę wejść po schodach", "nie, nie potrzebuję eskorty", "poradzę sobie bez wózka", "naprawdę wszystko w porządku"...i ostatni lot do domu...
W WIELKIM skrócie opisałem przeprawę włoską ;)
 
POPRZEDNI
POWRÓT DO LISTY
NASTĘPNY
 
Komentarze (0)
DODAJ KOMENTARZ
 
Kuba1234
Basia i Kuba Sz.
zwiedził 25.5% świata (51 państw)
Zasoby: 372 wpisy372 60 komentarzy60 1000 zdjęć1000 0 plików multimedialnych0
 
Moje podróżewięcej
28.06.2015 - 12.07.2015
 
 
15.08.2014 - 24.08.2014