Po przyjeździe szybko stwierdziliśmy, że Delhi, nawet w swych starych dzielnicach to „cywilizacja”. Od chwili opuszczenia dworca poczuliśmy już w pełni klimat Indii.
Upał, tłum wszechobecny, zapach oraz inny wygląd riksz to pierwsze co zwróciło naszą uwagę.
Nasz guesthouse był uroczym miejscem (fot). Dotarliśmy do niego rikszą (wcześniej rezerwując miejsce z przewodnika Lonely Planet. Cały w stylu kolonialnym i przyjemną, domową atmosferą. Tylko śniadania jakoś drogie.
Nie tracąc czasu udaliśmy się rikszą do miasta. Okolice brama (fot) wejściowej do centrum miasta charakteryzowały się strasznym gwarem. Za nią znajdował się niewielki, ciasny rynek (fot). Chodząc w strasznym upale po uliczkach (fot), doszliśmy do ciekawego budynku, w którym zatrzymaliśmy się na obiad. Siedząc na jego dachu (fot) i łapiąc oddech podziwialiśmy widoki na miasto i fort na stromej skale. Już z tamtąd widać było, dlaczego na to miasto mówi się również „Niebieskie Miasto” Wiele budynków było barwionych na ten właśnie kolor z założeniem odstraszania komarów, które nie lubią tego koloru.
Powrót do hostelu odbyliśmy oryginalną bryczką (fot).