Wyjechaliśmy spokojnie ok. 11:00
Konsekwentnie omijając wszelkie możliwe autostrady i drogi płatne, podróż toczyła się niezwykle wolno. No i tak planowaliśmy obiad i planowaliśmy- tak żeby zjeść go jeszcze w Słowenii, licząc na nieco niższe ceny. Tak nam się przeciągnęło, że doczekaliśmy się jedzonka dopiero w mieście przygranicznym (fot). Urocze, choć droższe z uwagi na bliskość granicy miasto, było miłym przystankiem. Na rynku dopadła nas banda japońskich turystów, którzy widząc efekty wcinania loda (fot) przez Weronikę strzelili jej po parędziesiąt zdjęć.