{@Basi}Na Langkawi szybki zrzut i poszukiwanie biletów na następny statek. Uprzejmy Hindus zaprowadził nas do okienek – niestety biletów na dziś brak…Jacek poszedł gdzieś na drugą stronę szukać i udało się :) Bilety ok.120 RM. Busikiem jedziemy na drugą stronę wyspy. Granica – uroczy pan załatwiał nam szybką odprawę, bo okienka zatkane przez Chińczyków, którzy wykorzystali malezyjską wizę wyjeżdżając do Tajlandii i odsyłali ich powrotem w objęcia słodkiej Taj. Bardzo starał się czytać nasze nazwiska – wychodził mu nieokreślony charkot…;)) Potem do okienka po pieczątkę, skanowanie paluchów i tyle. Jak czekaliśmy na Holendrów z naszego busa, dziadek-kierowca częstował nas czymś dziwnym do palenia zawiniętym w liście bananowca. Słowa po angielsku nie znał, więc nasza pogawędka nabrała specyficznego kształtu…Jeszcze chwila busem i nabrzeże. Tym razem nieduży speedboat, z minuty na minutę ekscytacja większa, ulokowaliśmy się na dziobie, około godziny walcząc z szalonym wiatrem i sycąc oczy wyłaniającymi się z turkusowej wody widokami.