Parędziesiąt kilometrów przed Splitem, znowu zaczęliśmy się czuć niepewnie. Wspomniałem, że zaczynał się weekend. Do Chorwacji przyjeżdża dużo osób (oczywiście w tym w ogromnej części z Polski), które raczej od wielu lat mają swoje ulubione miejsca (a może nawet nie wiedzą ile tracą nie szukając nowych) i zostają na tydzień lub dwa, wcześniej oczywiście je rezerwując. My oczywiście jedziemy na "pałę" a na dodatek chcemy zostać 2-3 noce. Nikt nie chciał w ogóle z nami rozmawiać o takim krótkim pobycie w sierpniowy weekend. Już jawiła się wizja campingu. Poprzednia próba rozbicia namiotu przy jeziorach, skutecznie nas zniechęciła do tej formy zameldowania. Cena niewiele niższa od kwater, a jednak nie mamy po 20 lat i bawi nas to nieco mniej niż wtedy, gdy tyle mieliśmy.
Ale luzik, zbliżamy się do Splitu, może tam będzie więcej miejsc. Wymogi jednak niełatwe - miasto odpada, bo mamy dość od dawna dużych miast. Morze wymagane jest jak najbliżej. Fajnie móc odpocząć całkowicie od samochodu choć na parę dni (więc jak najbliżej wody), no i cena, żeby nie okazało się, że zaraz będziemy musieli wracać do domu.
Stawaliśmy w każdej mniejszej miejscowości, latając z Mańkiem po stromych uliczkach w poszukiwaniu lokum. Bezskutecznie. Raz nawet jakiś koleś zawiózł nas (on skuterem, a my za nim autem) do jakiejś mety, ale było bardzo daleko od morza i choć mieszkanko całkiem przyjemne, to cena 85Euro za apartament/ noc, spowodowało, że postanowiliśmy jechać dalej. Wcześniej zatrzymaliśmy się przy "ulicznym naganiaczu" który chciał nam nawet pokazać apartament za 55E. Wtedy jednak nie było jeszcze aż takiego ciśnienia (było dość wcześnie) a i miejscowość BAARDZO turystyczna. Potem trochę żałowaliśmy, bo z miejscami naprawdę nie było łatwo.