I tak to jest - miałem w skrócie opisać naszą podróż, a tak się rozpisuję, że muszę się ograniczać - bo kto to przeczyta! Ale powrót do tej wycieczki sprzed dokładnie 4 miesięcy, przywołuje miłe wspomnienia, więc skoro póki co tylko one zostały, to dam im się jeszcze trochę popieścić. Poza tym, polecam tworzenie tego typu blogów. Cudownie wracać do nich po jakimś czasie - nie o wszystkim pamięta się po latach i chyba głównie dlatego to robię. Jak mi ktoś kiedyś zlikwiduje tego bloga, to do sądu chyba pójdę po odszkodowanie szkód moralnych ;)
Niebo tego dnia było nieco zamglone, choć słońce spokojnie się przebijało przez chmury, więc można było się smażyć. Basia czuła się dobrze, mimo kilometrów zrobionych nad jeziorami, Weronika całą dotychczasową drogę też była bardzo dzielna, choć ja jako główny kierowca nie musiałem oglądać 20 razy Epoki Lodowcowej i zamarzniętej wiewiórki, która dziś jest już naszą wspólną małą legendą;).
Zmuszeni byliśmy wymienić kasę. Brela jest zbyt mała na kantory, więc podjechaliśmy przed plażą do pobliskiej miejscowości. Wcześniej już zauważyliśmy, że zaledwie parę kilometrów dalej, znajduje się miejscowość Baśka Voda. Miejscowość o tyle ważna, że była najbardziej wysuniętym na południe punktem, w którym spędziliśmy noc, z (nomen omen) Basią podczas naszej przykrej podroży dziesięć lat temu (opisana w skrócie w moich poprzednich podróżach). Wtedy po BV odbiliśmy do Bośni i Hercegowiny i Serbii w stronę domu. Zdziwienie bliskości BV wynikało z przekonania, że tak daleko wtedy nie dotarliśmy. Myślałem że nie dojechaliśmy nawet do Splitu.
BV wspominaliśmy z sentymentem. Jednak teraz cieszyłem się, że nie nocujemy właśnie tam. Mam wrażenie, że miasto stało się bardziej turystyczne i tłoczne niż było onegdaj. Choć promenada nadmorska mogła robić wrażenie - aleja palmowa i inne "cuda wianki" to za tłoczno jak na nasz gust.
Potem parę godzin, już u nas w Breli spędziliśmy na plaży (fot), gdzie również zjedliśmy obiad. Plaża jest bezpłatna, jeśli ktoś nie ma wjazdówki na parking tak jak my - z wynajmowanego apartamentu czy hotelu, musiał tylko całkiem sporo zapłacić za wjazd, lub zrobić spacerek z wyżej położonych miejsc postojowych - bezpłatnych). Na miejscu darmowe prysznice, atrakcje dla dzieci (całkiem fajne place zabaw, również bezpłatne), a nawet (co nawet zaskakujące na tak "luźną" plaże atrakcje wodne - jetski, masaże, knajpki itp)
Ceny w Chorwacji od dawna nie należą do najniższych. Mimo wszystko, znośnie - podobnie jak u nas, a może nawet taniej. Jesteśmy z 3miasta, wiemy ile potrafią kosztować noclegi w sezonie. Jedzenie (to w sklepach) nieco droższe niż u nas, benzyna trochę tańsza.
Wcześniej poprosiłem Angelikę o jakieś lokalne, samorobne winko, bo poprzednim razem umiliło nam ono wybornie czas. Angelika degustowała oczywiście właśnie różne napitki z innymi gośćmi, a ja musiałem te cuda degustować razem z nimi - inaczej w ogóle nie chciała zacząć rozmowy. Więc kieliszeczek śliwowicy, kieliszeczek rakii i coś tam jeszcze. Jak już kazała mi siadać i siedzieć z nimi musiałem się ewakuować, bo zapowiadało się, że degustacja może potrwać. Wieczorem dostałem od niej 1,5l butelkę (oczywiście po jakimś soku) wina robionego przez sąsiadów, za które absolutnie nie chciała pieniędzy. Oczywiście jakoś się później odwdzięczyłem (bez podtekstów ;))