Zrobiło się bardzo późno (nie noc, ale na szukanie noclegu po tym, co przeszliśmy - w odczuciach to już prawie). Minęło jeszcze dużo czasu zanim zaczęła się w końcu autostrada. Mieliśmy potem drobną różnicę zdań, co do tego co robić dalej. Moim zdaniem 16 to był "dead line" żeby zjeżdżać z autostrady i szukać spania jeszcze nad morzem, bo tam przynajmniej są te noclegi. Nie było mowy żeby dojechać bliżej granicy. Przez myśl przechodziła nam nawet jazda całą noc i nocleg w Polsce, ale daliśmy sobie z tym spokój.
Około 17:00 zjechaliśmy znowu do miejscowości Sukosan, gdzie zajechaliśmy do przypadkowego domku - pensjonatu. Bardzo ładny, zadbany, z (co pierwszy raz widziałem) zadaszeniem z krzewów kiwi (z owocami widzącymi jak bąbki). Chętnie byśmy tam zostali, ale nie było miejsc. Jednak znajomi królika znowu zadziałali i syn właścicielki zawiózł nas do swojego kolegi, który mógł nas przyjąć. Pojechaliśmy do miejscowości Zadar (a może było odwrotnie - przyjechaliśmy do Zadaru, a potem nas zaciągnęli do Sukosanu... nie pamiętam).
Spanie jak spanie. Całkiem przyjemny aneks z kuchnią za 50 czy 60euro. W dość dużym domu byli niemal sami Polacy. Z jednymi rozmawiałem, od 12 lat przyjeżdżają w to miejsce... Znowu mam problem ze zrozumieniem takiego konserwatyzmu. Miejsce nie było szczególnie urokliwe (choć całkiem przyjemne, blisko niezachwycającej plaży), a tyle jest innych niezdobytych (subiektywnie niezdobytych) miejsc...