Pierwszy raz jesteśmy szybciej, niż planowaliśmy. Pod dworcem zrobiliśmy zrzut bagarzy, przy których zostały dziewczyny. My z Dybkiem od razu walczymy o dalsze bilety (w ten sposób możemy dopasować plany do zwiedzania tej okolicy).
Niestety, nie ma nocnego do Datongu (czyli kasa na nocleg w plecy…) Za to mamy na 8:00, 11 marca.
Po godzince walki o bilety, uciekamy dalej z tego nieciekawego miasta. Taksówką za 10Y jedziemy na dworzec autobusowy. Tam od razu ładujemy się do autobusu (25Y), odpuszczając sobie chowanie plecaków do luku. Był tam taki syf, że woleliśmy te 100km trzymać je na kolanach. Przy okazji autobus obwiózł nas klekocząc po tym szarym, kopalniano- cmentarnym mieście.