Pingyao urzekło nas od początku, mimo, iż przywitało nas zimnem i deszczem. To miasteczko otoczone murem, w którym praktycznie nie ma ruchu silnikowego. Zachowane w starym, chińskim klimacie z brukowanymi uliczkami i drewnianymi domkami. Dodatkowo wybraliśmy najbardziej klimatyczny hostel (Yamen Hostel), w jakim spaliśmy podczas całego pobytu w Chinach [fot]. Trochę jednak błądziliśmy z mapą by go znaleźć [fot] Wyjście z pokoju to widok na te oryginalne skośne dachy… brak słów!
Jako, że byliśmy dość zmęczeni, a następny dzień to tylko chodzenie po tej niewielkiej okolicy, to po krótkim spacerze uczciliśmy ten wybór sporą ilością ichniej wódki ryżowej. Tak naprawdę oni często na to mówią wino, czy sake-wine (smakuje podobnie do sake), ale miało ze 30% więc jak na wino trochę konkretne. Paskudztwo straszne, tym bardziej że samo jakoś nie wchodziło, więc mieszaliśmy to z colą (czego ponoć się nie robi). Dodając do tego temperaturę trunku (wysoką), to mieliśmy niezły problem. Jednak wieczór był bardzo miły. Połączony z pierożkowym party- ludzie z całego świata (mieszkańcy hostelu) lepili pierożki, różnymi sposobami poznanymi u siebie. Potem właściciel je ugotował i razem zjedliśmy [fot].