W tym okresie ani Rumunia, ani Bułgaria nie były jeszcze w UE. W strefie Schengen zdaje się nie są do dziś (styczeń 2010). Na granicy przypomniały się nam czasy gdy trzeba było stać w parogodzinnych kolejkach. W tej, kupa Cyganów proponujących załatwienie różnych spraw (np. wymianę kasy). Atmosfera niezbyt miła. Na dodatek po przekroczeniu granicy zażyczyli sobie (poza winietą za ich „autostrady”) opłatę za „odkażenie auta”… W tym czasie –niby- panowała ptasia grypa (choć do lata u nas nie było już o niej mowy). Dlatego cwaniaki wymyślili sobie odkażanie- wjeżdżało się do jakiejś kałuży, a oni spryskali lancą samochód. Oczywiście trzeba było zapłacić chyba z 3 euro.
Tak więc już odkażeni (choć auto strasznie przez to brudne- cały kurz się skroplił i zasechł szybko w upale), jedziemy dalej.
Przez pierwsze miasto Arad [fot] przejeżdżamy stojąc przy wyjeździe w 2 godzinnym korku[fot]