Dojechaliśmy punktualnie, ok. 8:30. Musieliśmy tylko złapać 3 riksze, które za 60B/szt. (stargowane ze 150/szt.), zawiozły nas wpierw do ambasady po wizy (trzeba uważać, wcześniej podwieźli nas obok do pseudo-granicy- gdzie miło przywitali nas "witamy na granicy, proszę wypełnić dokumenty", ale nie daliśmy się nabrać- na 100% skasowaliby nas potem za "pomoc" w załatwieniu wizy- ambasada była 20metrów dalej...), a potem na granicę (razem jakieś 5-7km). Wizę w ładnej ambasadzie, załatwiliśmy od ręki za 1000B- cena normalna, nie do negocjacji (Dybasy 2000B bo musieli dostać dwie- wracają lądem, a my kupiliśmy bilety lotnicze Air Asia z Sajgonu do Bangkoku za jakieś 80$ - oszczędzamy czas, bo mamy o tydzień mniej).
Przez granicę, przejść trzeba na piechotę. Około 0,5h w kolejce do wyjścia z Tajlandii, potem znowu jakaś pseudo-odprawa- myśleliśmy, że to koniec- miasto, kasyna, hotele, a tu kolejna granica po jakiś 300-400m.
To dopiero właściwa granica Kambodży. Kolejne 0.5h w kolejce, pseudo-badanie temperatury (grypa), wypełnianie kolejnych papierów.