Gdzieś od Zagrzebia zacząłem się rozglądać za stacją. Autko nie miało dużego baku, więc co jakieś 500km, trzeba go zalewać. Jednak cały czas coś nie pasowało- to nie po tej stronie, albo drogo. W końcu wjechaliśmy w góry. A tam stacji jak na lekarstwo. Pierwsza napotkana nie miała paliwa (skończyło się, czy strajk jakiś- nie pamiętam). Kolejna w ogóle była zamknięta o tej godzinie. Na oparach znaleźliśmy trzecią, a klimaty były już mocno górskie, więc perspektywa utknięcia, nie była fajna… Musieliśmy poczekać godzinę na dostwę paliwa (bo też nie było).