Wcześniej zaczęliśmy myśleć o kwestii paliwa. Oczywiście zatankowaliśmy w Chorwacji, ale nie mieliśmy wymienionej kasy Bośniackiej.
Kierowaliśmy się na Sarajewo, zatrzymując się na każdej , nielicznej stacji. Nigdzie nie obsługiwali kart kredytowych, a kasę wymienić można było tylko w banku. Trochę nas ta cała historia z brakiem bankomatów i kantorów zestresowała. Paliwo jeszcze jest, ale planowaliśmy może nawet nocleg, a na pewno obiad…
Banki natomiast otwarte były rano, jakoś do 11, a potem niektóre z nich po południu jeszcze przez jakieś dwie godziny. Po wielu problemach znaleźliśmy jeden z takich nielicznych banków. Natomiast czasu do zamknięcia było niewiele. Jeśli nie udałoby nam się wymienić teraz pieniędzy, to do jutra raczej było bez szans w tej części kraju.
Kazałem Basi zostać w aucie, bo okolica nie była przyjemna. Mnóstwo ludzi z bronią i zero cywili. Zakradłem się do banku, w którym spędziłem jakąś godzinę. Basia w tym czasie wychodziła z siebie, ale co mogłem zrobić.
Wymieniałem jakieś 20 dolarów. Facet kserował mój paszport, każdy banknot również i mierzył go linijką. Strasznie to długo trwało, ale szczęśliwy z kasą, pod eskortą pana z karabinem (co przyprawiło niemal o zawał Basię, jak to zobaczyła) poszedłem do auta.